poniedziałek, 11 sierpnia 2014

Nowa mieszkanka domku dwunastego.

 Wuj Josh z wielce niezadowoloną miną wysadził mnie pod wzgórzem, które jak się później okazało nazywa się ,,Wzgórze Herosów".
 Grzecznie mu podziękowałam, pożegnałam się i wysiadłam z auta.
 Dosyć szybko przeszłam przez granicę obozu i natychmiast wpadłam na dosyć krnąbrnego satyra.
 Zaprowadził mnie do Wielkiego Domu i pozostawił na pastwę mojego ojca i konio-człowieka. Okazało się, że ten drugi jest centaurem i ma na imię Chejron.
 Jakież było moje zdziwienie gdy usłyszałam, że został dyrektorem obozu. Nie zrozumcie mnie źle ale on nie należy do najbardziej odpowiedzialnych i pasujących na to stanowisko osób na ziemi. Prawdę mówiąc byłby ostatnim bogiem do którego na miejscu Zeusa zwróciłabym się o pomoc. A potem dowiedziałam się, że to w ramach kary i nagle wszystko stało się jasne.
 Tatuś po krótkiej rozmowie na temat obozowej polityki odprawił mnie do domku numer dwanaście.
 Wychodząc usłyszałam, że jakaś Sharon nie będzie zadowolona. Pokonując drogę zauważyłam kilka ciekawskich spojrzeń rzucanych na mnie i moją torbę.
 Gdy stanęłam w progu domku zawahałam się. A co jeśli tam jest więcej niż jedna osoba? Poczułam ukłucie żalu na myśl, że Dionizos mógł związać się z kimś innym niż z moją matką. Ale to uczucie znikło równie szybko jak się pojawiło, mogę być przecież najmłodsza.
 Zastukałam raz lekko w drzwi. Chwilę później już miałam otwierać, ale ktoś mnie ubiegł.
 W drzwiach stała rudowłosa dziewczyna o jasno-szarych oczach. Jej wzrost dorównywał mojemu.
 -Daj mi mi... Kim ty jesteś?- Zauważyłam zdziwienie wymalowane na jej twarzy.
 -Mam na imię Louis.
 Przeszłam przez próg dwunastki i rozejrzałam się po wnętrzu.
 Nie można powiedzieć aby panował tu porządek. Ubrania, śmieci i inne rzeczy walały się po całym pomieszczeniu. Zauważyłam odtwarzać DVD i pełno płyt wokoło. Postanowiłam, że później przy sposobności przyjrzę się im dokładniej.
 Swoje rzeczy położyłam na łóżku pod oknem. Wzrok skierowałam w stronę rudowłosej.
 -Cześć, jestem Sharon. Słuchaj... Jesteś pewna, że nie pomyliłaś domków? Nieuznani są w jedenastce, a to tuż obok.
 Spojrzałam na nią zdekoncentrowana. Przecież nie jestem głupia, pomyślałam.
 -Mój ojciec wysłał mnie tutaj, a szczerze wątpię żeby dyrektor obozu mylił się w tego typu sprawach. - Dziewczyna była bliska rozdziawienia buzi ze zdziwienia.-Nie jadłam nic od wczorajszego wieczora. Macie tu może jakąś stołówkę?
 -Tak jest... Czekaj, czy ty właśnie powiedziałaś, że twoim ojcem jest Dionizos?
 Skinęłam głową kierując się w stronę wyjścia.
 Próbowała mi chyba jeszcze coś powiedzieć ale ja już opuściłam domek. Skierowałam się w stronę jadalni (tak przynajmniej wskazywał znak).
 Po drodze minęłam znaczną część domków ustawionych w nierówny okręg. Strasznie dziwiło mnie to jak bardzo te małe budowle oddają atrybuty poszczególnych bogów. W szczególności zachwycił mnie domek Artemidy i Posejdona.
 Przyglądając się obrośniętej kwiatami czwórce wpadłam na jakiegoś chłopaka.
 -Jak chodzisz!
 Kiedy na niego spojrzałam zauważyłam, że był on dosyć wysoki i dobrze zbudowany. Opalona cera, ciemne oczy i włosy były jego cechami charakterystycznymi. Gdy zauważył na kogo wpadł jego wyraz twarzy ze zdenerwowanej przemienił się w uśmiechnięty.
 -Najmocniej przepraszam, że na ciebie wpadłem.
 Przekręciłam głowę i zmrużyłam oczy. Lekko nią skinęłam i już miałam iść dalej ale on mnie zatrzymał.
 -Jestem Colin, dziesiątka. Chyba nigdy wcześniej nie widziałem tu ciebie.
 -Louis -po chwili namysłu dodałam- dwunastka.
 Cień zdziwienia przemkną po jego twarzy.
 -Miło mi cię poznać Lou. Mogę mówić do ciebie Lou prawda?
 Prawie się uśmiechnęłam, prawie. Moja mam tak zawsze mnie nazywa, aby moje imię brzmiało jakbym była dziewczyną, a nie chłopakiem.
 -Dlaczego ani razu się nie uśmiechnęłaś? Pan D. też się nigdy nie śmieje. To cecha dziedziczna?
 Zdenerwował mnie. Bardzo, ale to bardzo mnie zdenerwował. Po chwili chyba jednak zrozumiał co powiedział i gdy miał zamiar mnie najprawdopodobniej przeprosić, to mu przerwałam.
 -Ja natomiast słyszałam, że dziesiątka to domek Afrodyty. To bogini piękna prawda? Ty niestety do najpiękniejszych nie należysz.
 Zaskoczenie malujące się na jego twarzy było ogromne.
 Niestety, ale mój brzuch domagał się jedzenia. Nie usłyszałam więc jakiejś ciętej riposty z jego ust i skierowałam się w kierunku jadalni.
 Tam usiadłam przy ciągle pustym stoliku Dionizosa, który wskazał mi mój ojciec. Znów wyłapałam wiele ciekawskich spojrzeń. Nie doczekałam się niestety Sharon.
 Zauważyłam Colina, który siedział w milczeniu przy swoim stoliku. Zdawał się być zażenowany tym, że siedzi właśnie przy afrodyciątkach.
 Wiele osób zdawało się być nieobecnych, tak jak rudowłosa siedząca przy moim stoliku.
 Niektórzy zaczęli grupkami odchodzić od stołów, gdy ja nie skończyłam jeszcze jeść mojego śniadania. Westchnęłam i w głębi duszy stwierdziłam, że to będzie bardzo ciężki dzień.




Święty Jupiterze mam nadzieję, że nie było tak źle XD. To mój pierwszy rozdział i do tego nie najłatwiejszy, bo musiałam jakoś wprowadzić Lou do obozu. Będę naprawdę wdzięczna za wszelkie rady i poprawki oraz wszelakie opinie ;>.

Sochisochi (Louis/Samuel)

4 komentarze:

  1. Jej mam co czytać xD Nie ma to jak zorientować się ponad 7h po fakcie :)

    ~ Faels (Cana)

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział ogółem całkiem fajny :) Wprowadzanie do obozu i pierwsze interakcje są najtrudniejsze, wiem coś o tym xd Nie pasują mi tylko wypowiedzi Sharon... Wydaje mi się, że w swoim rozdziale przedstawiłaś ją jako kompletnie inną osobę, niż pokazywała Eller.
    - H.

    OdpowiedzUsuń
  3. Zgadzam się z Hiccup i... to chyba wszystko xD
    Masz dobry styl, ale wyłapałam troszkę błędów, głównie interpunkcyjnych ;)
    ~Firnen (Tanar/Arin/Koushi/Misa)

    OdpowiedzUsuń
  4. Zła Firnen nie przekazała ci mojego komentarza, więc opinia przybywa z opóźnieniem. Rozdział.... Zacznę od postaci. Bardzo podobały mi się twoje karty postaci, dlatego spodziewałam się czegoś więcej po opowiadaniu, całkowicie zapominając, że jesteś początkująca. Rozdział... Spłynął po postaciach, autorach i czytelniku. Zabrakło w nim opisów- i emocji, i czegokolwiek innego. W ten sposób charaktery postaci wyparowały, stały się etykietką. Noalemnieksza. Tak bywa, szczególnie na początku. Moc z tobą.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.