niedziela, 27 lipca 2014

Tłum samobójców i człowiek w moralnych dybach

Arin
Czułem się jak średniowieczny mężczyzna wystawiony na pośmiewisko w dybach. Wciśnięty w znienawidzoną fioletowa koszulkę SPQR, z torbą przewieszoną przez ramię i otoczony czteroosobową eskortą (choć nie powiedzieli tego na głos, dobrze wiedziałem, że nie są tu tylko ze względów formalnych) złożoną z : Koushi'ego - syna Hermesa, który pasowałby też pod Piątkę, Grety - córki Zefira (czyżby sądzili, że w razie czego jest w stanie mnie powstrzymać swoją mocą? Złudne nadzieje), Santiago - osiemnastoletniego syna Marsa i starszego centuriona Drug... mojej Kohorty oraz Jareda - szesnastoletniego syna Wulkana i mieszkańca Piątej Kohorty, czułem się jak ostatni idiota. Jako, że nie byłem dobry w nawiązywaniu przyjaźni, tylko kilka osób pomachało mi na pożegnanie, reszta nie zwracała na mnie uwagi. Mimo tego i tak czułem się ośmieszony oraz pozbawiony dumy i godności osobistej. Jakby na domiar złego, Panu D. zachciało się wygłaszać "wymagana przez formalności" (jakoś nigdy o niej nie słyszałem). Było to coś w stylu: "Andy Vetro, nie jesteś już Ambasadorem i inne takie pierdoły... Aha, nie możesz ruszać swojego kościstego tyłka z Obozu Jupiter przez następne pół roku. Niemiłej podróży".
Pech chciał, że było mi dane usłyszeć jego głos szybciej niż za sześć miesięcy.
W niekoniecznie ciekawych okolicznościach.
Wszystko mi się skręcało w środku, ale mój wyraz twarzy pozostał jak zwykle niewzruszony. Dawać Dionizosowi satysfakcję? Nie w tym życiu. Koushi, który najwyraźniej przewodniczył naszej grupce, oznajmił, że powinniśmy się zbierać i ruszył w kierunku Wzgórza Herosów. Nie przyszła, pomyślałam, czego ja się spodziewałem.
Byliśmy już blisko szczytu, gdy naszych uszu dobiegł tupot stóp. Obróciłem się na pięcie z podekscytowaniem, ale okazało się, że to nie ona, a Mike w towarzystwie Adama i Jo.
- Stary, ale żeby tak się ze mną nie pożegnać...! - jęknął Mike z mina zbitego psa. Nie najgorszy z niego aktor.
- Nie wyruszyliście jeszcze? - odburknąłem.
Mike i Jo zawahali się.
- Mamy pewne problemy z opanowaniem Angeli - Adam ich wyręczył. Najwyraźniej nie miał zamiaru rozwijać tematu, a pośpieszające okrzyki Santiago jeszcze pogarszały sytuację. - Dzięki, że będę miał teraz więcej miejsca w Wielkim Domu - chciał się uśmiechnąć, ale mu nie wyszło.
Nie odezwałem się, bo uważałem próby okazywania sobie koleżeństwa na siłę za żałosne.
- No to ten... Trzymaj się - Jo uśmiechnęła się szczerze, a ja w odpowiedzi ująłem jej dłoń i ucałowałem jej wierzch.
- Mam nadzieję, że wytrzymasz z Rzymianami.
Mike klepnął mnie po ramieniu w typowy dla siebie sposób.
- No, trzymaj się tam, Pinglarzu! I nie zapominaj czasem o meldowaniu mi o swoich podbojach sercowych! - pogroził mi palcem.
Nie będzie takiej konieczności.
- Mówię to szczerze, wolałbym być tutaj niż w Obozie Jupiter...
- ARIN, DŁUGO JESZCZE?! - krzyknął Koushi.
- Do zobaczenia! - uniosłem rękę w pożegnalnym geście i odwróciłem się.
- Nie martw się, Tanar nic się nie stanie! - Mike zdążył jeszcze krzyknąć przez ramię.
Coś pękło w środku mnie.

~*~*~*~*~

Późnym popołudniem, po całodziennym marszu i dwóch walkach z potworami, zatrzymaliśmy się na postój. Mieliśmy wędrować jeszcze przez około dwa dni, a późnij wsiąść w odpowiedni pociąg. Do tego czasu musiałem coś wymyślić.
Greta rozpalała ognisko, Santiago przeglądał zapasy, Jared i Koushi patrolowali okolice, a ja po prostu położyłem się pod drzewem, mając ich głęboko w poważaniu. Przed zamkniętymi oczami przeleciały mi wydarzenia z kilku ostatnich dni. Mimo wszelkich starań, nie mogłem odpędzić się od jednego obrazu - miny Tanar jakby ktoś podsunął jej pod nos majtki Pana D.

~~~~~
Opuściliśmy imprezę na plaży po moich długich naleganiach. Czułem się winny obecnemu stanowi Tanar - wypiła więcej niż zwykle, a na dodatek w jej oczach była czysta furia, która, gdy doczłapaliśmy wreszcie do drzwi jej domku, zamieniła się w rezygnację.
Dziewczyna padła na łóżko w swoim pokoju (plus bycia Całoroczną - miała swój osłonięty kącik), a ja oparłem się o szafę. Dopiero po kilku minutach dotarło do mojego podchmielonego umysłu, że córka Hefajstosa płacze. Stałem jak ostatni idiota, zdezorientowany i niepewny, co powinienem (1) zrobić (2) powiedzieć. Na szczęście Tanar rozwiązała mój problem i sama przemówiła.
- Co za debilka - jej głos był lekko tłumiony przez poduszkę - i debil. CHOLERA JASNA, OTACZAJĄ MNIE NIEPOWAŻNI IDIOCI!!
To była moja wina (oraz Sharon, ale na to nie miałem wpływu). Nie powinienem przeciwstawiać się Dyrekcji Obozu, znikać na pół roku bez uprzedzenia, a tym bardziej przekazywać jej złych wieści podczas imprezy.
- Uspokój się - podszedłem i położyłem dłoń na jej ramieniu. Nie zadziałało - dalej rzucała się po łóżku.
- Łatwo ci mówić! - jej oczy były czerwone, bynajmniej nie tylko od alkoholu - Twój najlepszy przyjaciel nie jest nieodpowiedzialnym Pinglarzem, twoja siostra nie zadaje się ze zdrajcą i masz prawie 100% pewność, że będziesz mógł dożyć późnej starości z Jo u boku na swojej cholernej wyspie, podczas gdy ja mam 15% szans na otrzymanie dowodu osobistego!
- Tanar! - wiedziałem, że spokojny ton i miłe słówka na nią nie podziałają.
- STUL PYSK!! - wrzasnęła tak głośno, że pewnie pobudziła młodszych braci. - Zeusie, jaki z ciebie idiota! Jacy z WSZYSTKICH są idioci! Czy ci cholerni bogowie nie mogą sami rozwiązywać problemów?! Tylko traktować nas jak pionki w jakiejś cholernej grze?! - łkała co raz bardziej. - Zeusie, dlaczego... Sharon jest taka głupia?! Czy ona... nie zdaje... sobie sprawy z... konsekwencji swoich...czyn... - głos jej się zupełnie załamał i ze szlochem wtuliła się w moje ramiona.
Nie wiem, ile trwaliśmy w tej pozycji, ale gdy Tanar znów się odezwała, miała już o wiele spokojniejszy głos (czyżbym wychwycił w nim nutę zrezygnowania?).
- Mam nadzieję, że po jakimś czasie przywrócą ci funkcję Ambasadora.
- I że tym razem nikt nie będzie chciał mnie zabić ognistymi kulami na wstępie - dodałem, chcąc poprawić jej humor.
Nie odpowiedziała, tylko wpatrywała się w gwiazdy migoczące za oknem.
- Boję się, że zginę na tej misji - wyznała, nie odwracając się.
- Co?!
Nie odpowiedziała i zapadła cisz
Po chwili westchnęła głęboko, przeczesując palcami włosy. Otarła wierzchem dłoni ostatnie dwie łzy z policzków, oblizała spierzchnięte wargi i odetchnęła głęboko kilka razy.
- Już jest okay - wyszeptała. - Możesz mnie puścić.
Problem tkwił w tym, że nie chciałem.
Obróciła się w moich ramionach, by spojrzeć mi w oczy, przez co zastygliśmy w dziwnej pozycji, w której Tanar obejmowała moje biodra nogami. Zdecydowanie pokręciłem głową. Ona jutro wyrusza na misję, ja wracam do Obozu Jupiter. Chciałem zatrzymać przy sobie córkę Hefajstosa przy sobie chociaż na jeszcze jedną, krótka chwilkę. W dodatku wiedziałem, że to tylko powierzchowne i chwilowe zasklepienie ran.
Z jej gardła urwał się cichy, powstrzymywany szloch, a od razu po tym szkaradne przekleństwo, jakby w celu zamaskowania poprzedniego dźwięku. Chciała oprzeć czoło o mój obojczyk, ale uniemożliwiłem jej to, chwytając jej twarz w obie dłonie. Teraz, gdy nie maskowała swojego bólu, nie mogłem powstrzymać rodzącego się we mnie pragnienia. Nie spojrzałem jej w oczy, nie przejechałem palcem po linii jej warg, tylko to zrobiłem, gwałtownie i namiętnie, jakbym się bał, że ta chwila zaraz się skończy.
Pocałowałem Tanar Devyner.
Dreszcz przeszedł moje ciało, gdy, ku mojemu zaskoczeniu, odwzajemniła pocałunek z takim samym pożądaniem. Objęła mnie jezcze nocniej nogami w pasie, a ręce wplotła w moje włosy. Zrobiłem analogicznie z własnymi rękoma.
Trwało to kilka sekund. Chwilę później stężała, otworzyła szeroko oczy i gwałtownie odepchnęła mnie od siebie mocno. Wstała, klnąc i odeszła chwiejnym krokiem kawałek ode mnie. Stała w moją stronę plecami, które, z niewiadomych powodów, wyglądały na skrzywdzone i zagubione. Brawo, Panie Vento, brawo! Ile razy słyszałeś, żeby nie podejmować decyzji pod wpływem alkoholu?
Odwróciła nieznacznie głowę w moim kierunku. Po jej twarzy przemknęło obrzydzenie. To było jak cios w brzuch, jak wiadomość, że św. Mikołaj nie istnieje, a dzieci nie przynosi bocian
Ja, słynący z opanowania Arin Vento, nie mogłemm złapać oddechu.
- Wyjdź - wyszeptała niemal niedosłyszalnie, spuszczając głowę
Bez słowa opuściłem pokój, uświadamiając sobie, że tej nocy popełniłem największy błąd w całym moim cholernym życiu.
~~~~~

- Masz - z zamyślenia wyrwał mnie głos stojącego nade mną Santiago. W ręce trzymał dwa batony energetyczne, które najwyraźniej były moją dzisiejszą racją żywnościową.
Nawet nie odburknąłem "dziękuję".
Czwórka moich towarzyszy siedziała przy ognisku, najwyraźniej ustalając kolejność wart. Ze względu na dzielącą nas odległość, zdołałem usłyszeć tylko strzępki rozmowy:
- ...ja wezmę trzecią...
- Ale druga jest...
- Ja ją zajmowałem!
- Może miejmy wszyscy to gdzieś?
- Okumura, nie...
- On nie...
Zdołałem wywnioskować, że będzie mi dane przespać całą noc. Prychnąłem. Najwyraźniej dostali polecenie "Nie ufać Vento i nie rozmawiać z nim więcej niż trzeba" i tak też robią. Osobiście odpowiadała mi druga część zaleceń. Jak już wspominałem, nie lubię sztucznego koleżeństwa, a ci herosi zdecydowanie nie należeli do grona moich znajomych. Santiago od zawsze mnie denerwował ta swoją postawą na wodza, Jareda nie znałem, Koushi był jedną wielką zagadką, a jedyne co o nim wiedziałem to to, że często bierze udział w bójką. Natomiast Greta była swoistą wisienką na torcie mojej udręki. Nie znosiłem tej dziewczyny, a najbardziej irytowało mnie to, że nie szanowała swojej mocy i sprawiała pod tym względem wrażenie beztroskiej. Ignorantka.
Wyglądało na to, że zaszczyt pełnienia pierwszej warty przypadł Jaredowi. Reszta szykowała się do snu, ja także. Ułożyłem się wygodnie i zacząłem snuć misterny plan.

~*~*~*~

Tanar
Pod Domkiem Zeusa ustawiła się pokaźna grupa podnieconych herosów. Każdy gotował się do walki, każdy chciał znaleźć Astley'a, każdy pragnął się wykazać i przynieść sławę sobie oraz swojemu domkowi. Każdy oprócz jednej osoby, która brała udział misji z zupełnie innego powodu
Sharon Devyner.
- Tanar - o wilku mowa.
- Hmm? - mruknęłam, odwracając się, żeby spojrzeć na rudowłosą.
- Możemy porozmawiać? Teraz? Na osobności? - zapytała szeptem. Najwyraźniej chciała wykorzystać zamieszanie związane z Angelą. Biedna, rozpaczała po stracie przyjaciółki.
Spojrzałam skonsternowana w kierunku Wielkiego Domu, koło którego stał on. Zanim siostra do mnie zagadała, odbywałam wewnętrzny dylemat, czy do niego podejść.
- Mhm - skinęłam głową. Doszłam do wniosku, że jednak nie byłabym w stanie spojrzeć mu w oczy. Nie po tym, co zrobił. Nie po tym, co ja zrobiłam.Wmawiałam sobie, że odwzajemniłam jego pocałunek tylko przez to, że alkohol krążący po moim organizmie blokował zdrowy rozsądek i że zdecydowanie tego bym normalnie nie zrobiła, bo zwyczajnie tego bym nie chciała. Co nie zmienia faktu, że Arin zachował się jak ostatni idiota.
Z zamyślenia wyrwała mnie dłoń Sharon, latająca w te i z powrotem przed moją twarzą.
- Słuchasz ty mnie w ogóle?!
- Umh... nie - mruknęłam, obiecując sobie, że teraz skupię się na słowach siostry.
Sharon westchnęła, ale nie skomentowała więcej mojego roztrzepania. To nie było w jej stylu, więc musiało chodzić o coś ważnego.
- Okay... Gdy uznałaś, że po co słuchać Obcesowej Diwy Spod Dwunastki, ja właśnie tłumaczyłam ci się z mojego postępowania - przerwała i spojrzała na mnie wzrokiem: "Mówię do ciebie normalnym tonem, nie przerywaj tej wiekopomnej chwili". - Powtórzę - wzięła głęboki oddech i dokończyła zdanie na jednym wydechu - Powiadomiłam Astleya, że idziemy na niego polować, ale, mimo tego, że mi na nim zależy, nie porzucę dla niego obozu, żeby uwolnić jego matkę i żyć razem na Księżycu.
Zamurowało mnie... po tym wszystkim?!
- Ale go powiadomiłaś - zaczęłam szeptem, potem mój głos stawał się co raz głośniejszy. Dobrze, że byłyśmy same za Domkiem Zeusa. - Może i nas nie porzucisz, ale to nie zmienia faktu, że w ostatecznym rozrachunku zostaniesz określona jako "wpływowa i ślepa". Dobrze, proszę bardzo, wmawiaj sobie dalej, że możesz wszystko pogodzić!
Nie myślałam. Jedyne, co mi przychodziło do głowy to... cóż, nie brzmiąca dobrze w ustach "młodej damy" wiązka przekleństw.
- Shirohi, nie jesteś jedyna myśląca na tym świecie! - wrzasnęła Sharon. - Wplątałam się w niezłe bagno, teraz próbuję się z niego wydostać! Próbuję nas wszystkich z niego wydostać!
Westchnęłam. Herosi mięli racje gdy mówili, że nie potrafimy normalnie rozmawiać. Jednakże plotki mówiące o tym, że dwie rywalki (dobrze, że większość z nich nie wie o naszym pokrewieństwie) czerpią z tego przyjemność, były wyssanym z palca kłamstwem. Bolało mnie, że nie potrafiłam dogadać się z siostrą.
Już chciałam coś powiedzieć (pewnie coś pustego, bo miałam pustkę w głowie), gdy usłyszałyśmy głos Chejrona dochodzący z drugiej strony domku. Pognałyśmy tam czym prędzej i na styk zdążyłyśmy na odprawę.
- Jako, że jest was dużo i nie jest to zwykła misja, nie wybieramy przywódcy. Macie się słuchać tych, którzy pełnią funkcję grupowych, a idzie ich aż czterech. Jeśli zajdzie taka konieczność, rozdzielcie się, ale na nie więcej niż 3 grupki. Macie schwytać Astley'a, ale koniecznie żywego i dostarczyć go do Obozu Herosów. Waszym zadaniem jest także rozwiązanie zagadki zaginięcia Charona. Chociaż... to chyba na jedno wychodzi. Bynajmniej, niech bogowie mają was w swojej opiece! - zakończył swoje niezbyt pasjonujące przemówienie. Możemy już ruszać? - Panie D., chcesz coś dodać?
Ojciec Sharon nawet nie raczył pokręcić głową, tylko machnął dłonią, jakby odganiał natarczywe muchy - czyli nas.
- Więc ruszajcie! Argus zawiezie was do Noego Yorku, a potem... musicie radzić sobie sami.
Ruszyliśmy w kierunku Wzgórza Herosów, za którym czekał na nas obozowy autobus. Wszyscy jeszcze raz sprawdzali zaopatrzenie swoich plecaków, wyliczali na palcach, czy zabrali wszystkie potrzebne rzeczy i szykowali broń. A ja? Po prostu szłam pod górę bez słowa. Wiedziałam, że wszystko mam - komplet śrubokrętów z niebiańskiego spiżu, które same wracały do kieszeni moich ściąganych w kostkach bojówek, topór ukryty w naszyjniku i wiele, wiele innych. Zdawałam jednak sobie sprawę, że w ostatecznym momencie moim jedynym ratunkiem będzie moc.
Mike Dream. Sharon Devyner. Już opanowana Angela. Tobias Green oraz jeszcze kilku innych. No i ja, Tanar Devyner. 
Tłum herosów wyrusza na samobójczą misję.

~*~*~*~*~

Koushi
Pan D. mnie zabije.
Chejron mnie zabije.
Arin Vento ciekł.

+=+=+=+=+
Dobry!
Na początku chciałabym przeprosić Angelę, ponieważ nie dam rady wepchnąc tu tego, co ona napisała. Jest to jak najbardziej poprawne, nie martw się(!), ale jutro wyjeżdżam i ledwo zdążyłam naskrobać to, co widzicie. 
Nie będzie mnie przez dwa tygodnie, nie rozwalcie nic tu xD
Jakby co, to pisać do Alex lub Rejczi. ;>
Nie jestem jakoś szczególnie dumna z tego rozdziału ._. Nie chcę robić z Tanar "Emo dziecka". Ona jest dzieckiem szczęścia, szalonym itp., ale to nie znaczy, że nie ma uczuć. To nie jest tak, że ona jest "wow wow taka brołken insajd wow". Kapujecie, nie? xD
Arin, jak wspomniałam w bardzo długim POV Koushi'ego, uciekł. Ma najpierw "wpaść" do Rzymian idących do Nyx, więc byłabym wdzięczna, gdybyście o tym pamiętali ;) Potem nie wejdzie z nimi do Tartaru, tylko dołączy do poszukiwaczy Astley'a.
Coś jeszcze? xD
Nie chyba, nie. 
Kontakt ze mną będzie do jutra, do 9:00. Potem zabieram Wacusia (Faelsi) i jedziemy na obóz bez neta hehe ^^


8 komentarzy:

  1. To nie ty zabierasz mnie tylko ja ciebie, bo kto się pierwszy zapisał xD A ogólnie fajny rozdział ( po co ja ci to pisze dwa razy, i tak to ci jutro powiem xD) Ale końcówka tylko Dum dum dum dum ... tak mrocznie xD ( no i znowu pytaine po co to 2 raz piszę xD)

    ~ Faels (Cana)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wow wow jestem taka mhroczna (po co piszę drugi raz? xD) xDD
      A KTO ODKRYŁ TE OBOZY, NO KTO? :D
      Firnen

      Usuń
    2. Yyyy ... jedna z nas powiedziała o Zwiadowcach druga o PJ tylko która co to nie pamiętam xD

      Usuń
  2. DAM DAM DAM D:
    Końcówką mnie rozwaliłaś :') Kurde, przyznaję się - przeczytałam to 2/3 wcześniej na podglądzie i to jest świetne :')
    Ogólnie to bardzo fajnie Ci wyszło :3
    Miłego obozu, niech bogowie będą po Twojej stronie! xD
    Shailiene/Eren/Ruby/Colin

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, dzięki :")
      Eller pomagała, ale ciii... (taaa... nie umiem pisać scen miłosnych xD)
      Firnen
      Tanar/Arin/Koushi/Misa

      Usuń
  3. Wowowowowowowowowowow się działo : o błędów nie ma i dobrze :3
    M/J/S

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie mogę jakoś w ogóle wstawić tu komentarza! Telefony są fuj ;-; Jeden z najlepszych rozdziałów. Serio. Ten chyba najbardziej zapadł mi w pamięć i nie mogę przestać myśleć o tytule❤️ Jeszcze jedno: KOCHAM ARINA! POŚLUBIĘ GO I TANAR! POŚLUBIĘ ICH PARRING!

    OdpowiedzUsuń
  5. Hiccup, ty kochasz wszystkie parringi xD a już szczególnie te, nad którymi pracujemy ja i Firnen xD No i rozdział Oki doki, nie będę 138291 razy pisać tego samego (tak na prawdę to dwa razy).

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.